A więc – do dzieła – koronawirus, jak sama mazwa wskazuje, oznacza ukoronowanie boskości w nas, a to dlatego, że jest to tak inteligentny twór, że atakuje ludzi, którzy są słabi, bo nie dbają o siebie – są zestresowani, przemęczeni pracą itd. Wcześniej o tym pisałam, jacy są – po prostu nie ma dzisiaj ludzi zupełnie zdrowych.
Tenże wirusik jest na tyle przebiegły, że szybko mutuje, że ciężko go leczyć (lekarZe w szpitalach mają z tym trudności, a najczęściej nie chcą go poprawnie leczyć, bo za określone leki dostają pieniądze od firm farmaceutycznych). No więc wtedy dużo ludzi umiera lub ciężko im dojść po tym "czymś".
I to właśnie wymusza zmianę sposobu naszego myślenia, że to my odpowiadamy w pełni za siebie – nie lekarz, nie magiczna pigułka, czy szczepionka.
Wtedy zmieniamy naszą świadomość, bo wiemy już, że nie zależymy od lekarza, tylko sami jesteśmy dla siebie lekarzami.
I wybieramy metodę terapii – w tym przypadku wirusa covid19.
I odkrywamy, że jesteśmy wolni, ale to nie jest proste i nie wszyscy są do tego dostatecznie dojrzali.
Ale ci, co przejdą ten proces zmiany świadomości wiedzą, że mają boską świadomość.
Niestety – w tak trudnych czasach przyszło nam żyć, by zmierzyć się z samym sobą
No, niestety, ale trochę racji masz:(. Ale takie postawy są niedojrzałe. Można, owszem przez jakiś czas sobie ponarzekać, bo to też jest życie, ale trzeba żyć dalej i wyciągnąć wnioski z danej sytuacji – tutaj covid19. I trzeba być optymistycznym. W przeciwnym razie – pozostaje nam się powiesić.
No nie byłabym tak optymistyczna, że przez to że ktoś komuś umrze a później ten ktoś zachoruje nawet coś się u tego kogoś zmieni. Raczej ludzie będą bardziej się żalić i narzekać, niż myśleć jakkolwiek konstruktywnie, bo tak łatwiej. Dzień dobry, Polsko