Wczoraj i przedwczoraj czas spędzałam dużo na świeżym powietrzu – przedwczoraj – u mamy, wczoraj natomiast pojechaliśmy z całą rodzinką do mamy koleżanki na działkę.
Opiszę tu dzień wczorajszy, bo to on był dla mnie szczególnie bogaty w doznania estetyczne (niewidomi też je mają, tylko inaczej), a piszę to dlatego, że, jakby "zaplątała" się tu przez przypadek osoba widząca, która nie ma takiego rozeznania na temat niewidomych osób i ich doznań estetycznych, to trzeba ją uświadomić, że nasz świat nie jest pozbawiony barw.
Działka ta znajduje się w lesie, prawie że blisko jeziora. Jest to dość duży teren z miejscem na ognisko, z basenem, dużym tarasem.
Wracając jeszcze do tego miejsca na ognisko, to wokół niego znajdują się ławeczki i jest to dla mnie coś magicznego – mam takie skojarzenia z kamiennym kręgiem, rytuałami przy ognisku, śpiewem, tańcem itd.
Często lubiłam tam przesiadywać, jak znajomi coś palili i wyobrażałam sobie, że jestem szamanką i, że odprawiam właśnie jakiś rytuał przy ognisku. Lubiłam też wdychać zapach dymu, odczuwać ciepło ogmia i – trwać w tym stanie.
Niezawsze siedziałam, bo kręgosłup mnie boli, jak jestem długo w jednej pozycji i wolałam też być trochę bliżej palącego się ognia, więc bywało, że stałam tam, wsłuchana w trzaskający ogień, wpatrzona w jego blask i i wdychałam zapach dymu, kontemplując te cudowne chwile.
Pojechaliśmy więc tam gdzieś chyba o 12.
Babcia wcześniej przygotowała kaczkę pieczoną, którą mieliśmy na obiad, mama z Iwoną zrobiły sałatki – jedna była z rukolą, serkiem mascarpone, granatem i chyba podprażonymi pestkami dyni, a druga – podobna, ale z serkiem haloumi (nie wiem, jak się to pisze i w ogóle pierwszy raz ten serek jadłam), truskawkami i orzeszkami piniowymi.
Babcia obgotowała mi ziemniaki, żebym miała na grilla – oni mają gazowego.
Trochę najpierw sobie pospacerowałam, a z tego spaceru mam właśnie nagranie. Nagrane jest tam również, jak sobie siedzę na bujaczce.
Potem, o 14. był obiad.
Zjadłam swoje ziemniaki, duuużo zieleniny – chyba 2 razy brałam dokładkę tej sałatki z serkiem haloumi, nio i niecałe udko z kaczki, bo w ten upał nie byłam w stanie zjeść tyle mięsa. A zresztą – normalnie też go nie jem dużo – średnio 3x w tygodniu.
Po obiedzie wszyscy poszliśmy się położyć – ja, babcia, mama, Sławek i znajomi mamy.
Znalazłam sobie leżak i zaciągnęłam go w takie miejsce, żeby był cień. Nie było to łatwe zadanie, bo musiałam laską sprawdzać teren i jednocześnie trzymać leżak i sprawdzać, czy cień jest dla mnie dostateczny. Wreszcie znalazłam sobie takie miejsce, ale trochę to trwało :D.
Postanowiłam rozpocząć kontemplację przyrody, trochę pomedytować, poćwiczyć pobieranie energii – taki pobyt w lesie bardzo temu sprzyja.
Było mi dobrze, czułam przyjemne ciepło, rozchodzące się po całym ciele. Trochę również drzemałam.
W trakcie 2 h. – bo wszyscy zasnęli na ten czas, w mojej głowie pojawiało się mnóstwo obrazów. Myślałam wcześniej, żeby napisać opowiadanie i wtedy właśnie zaczęła mi się rysować jego treść.
Rozmyślałam dużo o Bogu, czułam Go dosłownie wszędzie. Czułam Jego obecność bardzo mocno w ptakach, drzewach i innych roślinach. Wyobrażałam sobie, że jestem w świątyni, w i marzyłam, żeby ludzie w ten sposób się modlili, żeby nie ograniczali Boga do murów kościelnych, ale, żeby widzieli go we wszystkim. Wtedy byłby inny ich stosunek do żywych stworzeń i przyrody i w ogóle – do życia.
I tak mi szybko ten czas zleciał. Usłyszałam, jak towarzystwo wstaje, jak babcia zastanawia się, gdzie poszłam.
I zobaczyli ten leżak, że go przytachałam i się zaczęli śmiać, że sobie dałam radę ja, taka drobna :D.
Wstałam potem, żebyponapić się kawy z masłem i djalej poszłam na swoją miejscówę.
I znowu kolejne doznania – gdy zamknęłam oczy i wsłuchałam się w śpiew ptaków, poczułam, jak leżak drga razem ze mną, jak cała ziemia i moje ciało wibrują.
I widziałam światełka (wcześniej tego nie było) i zarys tego, co było wokół mnie i czułam spokój.
Ale jednocześnie byłam na działce, czułam swoje ciało i to, że nie chce mi się ruszyć.
Ostatecznie, chyba przed 19. zgłodniałam, ale już nic nie było do jedzenia i w domu musiałam coś dopiero zjeść.
Posiedziałam trochę z nimi i pojechaliśmy do domu.
Lubię takie wyjazdy, gdzie jesteśmy razem.
W ogóle – lubię las.
Poza tym, w takie upały widać szaloną różnicę – są bardziej odczuwalne w mieście.
Tak, czy inaczej, dzień zaliczam do bardzo udanych.
Myślałam, że dodałam nagranie z działki, a wczoraj znalazłam swój dyktafon w torebce jeszcze nie wyjmowany :D.