Tak.
Nie przesłyszeliście się…
Krzysiek, czyli, jak kto woli – hryniek, był moim najserdecznuiejszym przyjacielem, ,oją drugą połową, bliźniakiem itp.
Tak było…
Szkoda, że nie miałam eltena wtedy i, że mirandy już nie miałam.
Szkoda, że choroba tak mi wszystko wtedy popsuła, że nie byłam w stanie rozmawiać z ludźmi.
Wtedy rozmawiałam z nim tylko na messengerze :(.
A, gdybym miała eltena, toby znalazły się osoby, które pomogłyby mi przez to przejść.
Bo wiem, że mpgłabym nie pomóc swojemu przyjacielowi, żeby tego nie rovił – żeby nie decydował się na tak radykalny krok, jakim jest odebranie sobie życia, czy, jak kto woli – popełnienie samobójstwa…
Samobójstwo…
Jak to okropnie brzmi.
To taki kamikadze – Krzysztof Hrynkiewicz z Warszawy…
I co to w ogóle dało?…
Ano nic – niestety…
A dziś, gdybyś tego nie zrobił, nie wykonałbyś radykalnego cięcia, jakim jest – wiadomo co, moglibyśmy razem pomagać innym lub sobie wzajemnie.
Miałbyś sobie przyjaciół..
A ty nie wiesz, że ja też bardzo potrzebowałam pomocy – twojej pomocy.
W 2018 r. również, Krzysztofie drogi…
I co mi teraz powiesz!?…
No co?…
Nic.
No tak, bo czujesz się winny, ale przyjdzie czas, że wybaczymy sobie wzajemnie i ty odejdziesz w miejsce twojego przeznaczenia, żeby się dalej oczyszczać, a, jak będziesz chciał, to zostaniesz, jako opiekun i będziesz mi pomagał…
Bo ja chcę stąd, z ziemi – pomóc… tobie, kochany.
Bo ja po to się urodziłam, żeby kochać, być kochaną i pomagać innym.
W przeciwnym razie – moje życie nie ma sensu.
I prawdopodobnie ty zwątpiłeś w ludzi i zrobiłeś to, co zrobiłeś…
A ja ci pomogę z ziemi przez to przejść, a ty pomożesz mnie.
Amen! Amen! Amen!
A poniżjej wklejam to, co przed chwilą przeczytałam.
Tak, 27 lat temu właśnie dokładnie o godzinie 11:28 zaczerpnąłem po raz pierwszy samodzielnie powietrza. Ah właśnie, chyba nie bardzo mi to szło, bo zostałem przedwcześnie przez pomyłkę wydany na świat niczym Windows 10 w związku z czym zostałem szybko dostarczony mojej mamie aby się pożegnała i przewieziony na ręcznym pompowaniu tlenu do innego szpitala gdzie mięli lepszy sprzęt. W każdym razie… Moi opiekunowie mięli chyba inne plany w obec mnie i pozwolili jednak przeżyć temu ciału i przygotować je na to aby tam weszła moja istność.
I się to nawet udało, tyle, że zostało to okupione utratą wzroku. No, ale to były takie śmieszne czasy, w końcu byliśmy dopiero 2 lata od upadku komuny.
Czy te 27 lat uznaję za szczęśliwe? I tak i nie. ZNam wiele osób, którym jakoś lepiej się powiodło, mają już dziewczyny, niektózy pewnie i rodziny z dziećmi. Niemniej nie czuję się z tego powodu nieszczęśliwy!
Czy te 27 lat uznaję za udane? Zdecydowanie tak, chociaż jak i poprzednio na pewno dużej liczbie osób powiodlo się lepiej.
Czy przez te 27 lat odkryłem cel i sens swojego życia? Tak. Nie nie nie moi drodzy, nie oczekujcie ode mnie uniwersalnej odpowiedzi, bo takiej nie ma. Każdy robi w życiu co innego i powinien się tego trzymać.
Moim celem w tym życiu jest służyć i pomagać innym. Myślę, że nie przesadzę mówiąc, że jestem skarbnicą udręk ludzkich. Każdy dzień jest inny, każdy to nowa historia do przeanalizowania i wymagająca innego podejścia, a przede wszystkim cierpliwości.
Jest to bardzo niewdzięczna praca, chociaż radość ludzi, gdy wskażę im wyjście z jakiejś sytuacji jest dla mnie bezcenna, a ponad to jest to praca wymagająca niewyczerpanych pokładów cierpliwości, empatji i zrozumienia istoty bezwarunkowej miłości. I za pewne świat nigdy o mnie nie usłyszy, nawet pewnie i lokalnie, ale jest to chyba jedno z najważniejszych zadań do wykonania tutaj na Ziemi w czasach, gdy człowiek najchętniej chciałby zbijać kokosy, najlepiej aby każdy o nim słyszał, nie zapominajmy o wianuszku z kobiet a reszta to niech spier…., bo w końcu to nie moje życie, a skoro są słabi to niech natura ich wyeliminuje.
Niby mam prawie skończoną informatykę, ale wiem, że.. Ona mi w dalszym życiu co najwyżej posłuży jako środek uzyskiwania pieniędzy. Chcę pomagać, coraz wyraźniej czuję, że jest to moim powołaniem. Prawdopodobnie nie osiągnę szeroko pojętego statusu i szczęścia, chyba, że wszystko będzie dało się pogodzić. Jedno co wiem to to, że mam tu coś ważnego do zrobienia. Nie zawsze wychodzi, ale to jest to w czym czuję się najlepiej i staram się to realizować mimo własnych problemów. Nic nie znaczę w skali wszechświata, ale wiem, że dla tych którym poświęcam swój czas… jestem ważny.
A na koniec…. Nie pozostaje mi powiedzieć nic innego jak:
Koty są dwa!
A kto wie ile ich jest w tym momencie naprawdę?
2018-03-26 02:26:17
Też mam podobnie. Czasem wydaje mi się, że on jest, tak blisko, ale to tylko złudzenie.
No, ale ze mną chyba jest troszeczkę inaczej. Nue chcę tu pisać wszystkiego publicznie, ale… Niektórzy wiedzą…
Tak, też tak chciałam się leczyć, pisząc tu, lecz nie dawało to dobrych skutków… Tylko rozdrapywałam rany. 🙁
No nie ma… No, ale… I to jest taka terapia dla mnie, dla niego i dla innych tutaj przy okazji…
Rozumiem też Twoją złość. Też ją czułam, choć to nie jst tak jak myślisz do końca. Tu jest zbyt dużo niewiadomych. 🙁 Ale… To już nie ma znaczenia. 🙁
Dlaczego ja Cię rozumiem? I podziwiam, że tak publicznie piszesz o tym wszystkim? Ja nie umiem. Może powinnam? Ojjjj, ciężkie te już 4 lata, ciężkie, i ani chrztyny lepiej. Choć dalej szukam, w tramwaju, pociągu, na chodniku, na ulicy, nie ma…