Dzisiaj śniło mi się, że wróciłam do szkoły, ale, wyjątkowo nie było lekcji, bo nauczyciele, którzy mieli nas uczyć, nie pojawili się.
Tak więc pierwsze lekcje skończyły się wcześniej, a podczas ich trwania po prostu sobie rozmawialiśmy, a ja przysłuchiwałam się temu, co się dzieje.
Niby byli hacyś nauczyciele na zastępstwie, ale i tak nie było normalnych zajęć.
Lekcje szybko się skończyły i poszliśmy do domu. Powiedziałam mamie, że mam jutro na dziewiątą.
Dokładnie o dziewiątej znowu zjawiłam się w szkole i siedziałam w pierwszej ławce.
Najpierw odbyła się lekcja matematyki, a ja się bałam, że nie mam żadnej oceny i, z czegom mi pani wystawi stopień na koniec roku.
Siedziałam z jakąś nową dziewczyną w ławce, a jakieś chłopaki, którzy okazali się bohaterami serialu "Włatcy Móch", wygłupiali się i chodzili po ławkach i generalnie demolowali klasę.
Dowiedziałam się, że Zajkowski ma raka prostaty i idzie doszpitala na chemię.
Powiedziałam do swojej koleżanki z ławki, że ja też podejrzewałam u siebie raka, ale nie zrobiłam badań, bo stwierdziłam, że, jeżeli będę miała żyć, to i tak przeżyję, a, jak będzie mi przeznaczone umrzeć, to umrę i żadne badania nie przedłużą mi życia.
Potem przeniosłam się do szpitala, gdzie był Zajkowski po chemioterapii.
Wycieńczony wychodził właśnie do toalety.
Nagle, na korytarzu, pojawili się chłopacy i go przewrócili, a on stracił przytomność.
Widziałam, jak go ratowali i się obudziłam.
Serio zadawałaś się z tymi mondziołami? Nieeeee.