Wiosna!

Witam eas wszystkich po dość długiej przerwie.
Sczerze mówiąc, miałam ten wpis napisać już bardzo dawno, a, ściślej mówiąc – już tydzień temu, ale coś mi zawsze przeszkadzało – troche nie miałam weny, to znowu jakieś inne sprawy mi wyskakiwały, ale wreszcie postanowiłam, że muszę się za to zabrać, bo uciekną mi te pozytywne wspomnienia.
Mianowicie chodzi o wiosnę, którą, jak co roku, zamierzam celebrować i, oczywiście gdzieś uwiecznić, a takim miejscem jest właśnie mój blog.
Otóż już od zeszłego tygodnia zaczęły się pierwsze ciepłe dni w tym roku, a to jest bardzo ważna wiadomość…
To przecież bardzo radosna chwila, kiedy wszystko się zieleni, kiedy człowiek czuje całym sobą, że po prostu chce się żyć!…
I te odgłosy…
Ptaszki, które cieszą się, że jest wiosna…
A teraz napiszę, co robiłam przez cały tydzień.
Zeszły weekend spędziłam w dużej mierze na świeżym powietrzu – w sobotę byłam u mamy i po raz pierwszy w tym roku jadłam loda (był to co prawda lód a la magnum, ale to nie szkodzi).
W zeszłą niedzielę natomiast pojechałyśmy z mamą do jej koleżanki na działkę, gdzie po raz pierwszy mogłam w pełni cieszyć się wiosną – nawet na boso chodziłam.:D
Nie obyło się też bez dokumentacji tego wszystkiego na facebooku.
Zmieniłam też swoje zdjęcie profilowe, no, bo przecież dużo się zmieniłam od zeszłego roku – ważę 48 kg. i noszę warkocz, a to przecież zasadnicza różnica…:D
Potem ocywiście zrobiło się chłodno, co wpłynęło niestety ujemnie na moje samopoczucie, więc nic mi się nie chciało.
No i mamy teraz weekend majowy…
Dzisiaj też jest pierwsza rocznica mojego nowego życia – dziś się zorientowałam.
Osoby wtajemniczone wiedzą, o co chodzi…
A teraz wrócę do tego, co dalej robiłam, czyli do tego weekendu, bo, jak wcześniej napisałam, zeszły tydzień był dla mnie dość ciężki.
A więc w dużym skrócie – byłam w sobotę u mamy na obiedzie, ale niestety zmarzłam nam, natomiast w niedzielę poszliśmy całą rodzinką do restauracji na naszą płocką starówkę – piszę o tym, bo to pierwszy obiad w tym roku.
Oczywiście najadłam się bardzo – wzięłam jakiegoś burgera keto z wołowiną grillowaną, boczkiem i żółtym serem, do tego była sałatka z rukolą, sałatą lodową i cebulą polana olejem.
Fajnie jest się tak odchamić…
Potem poszłam ze Sławkiem przejść się pod katedrę do tego miejsca mocy, o którym nagrywałam wpis głosowy i wróciliśmy do domu.
dziś natomiast poszłyśmy z mamą i babcią na wymarzoną prze ze mnie kawę i ciastko do cukierni "fit cake", gdzie mają ciastka bezglutenowe i keto.
Wzięłam sobie ciastko "oreo" bezglutenowe, które jednak nie miało nic wspólnego z prawdziwym "oreo" (no, może poza kremem) i jeszcze dojadłam po babci krem z jej ciasta cytrynowego, a tam mają na prawdę duże porcję.
Do tego wzięłam capppuccino z mlekiem migdałowym.
Zrobiło mi się miło, ponieważ moja rodzicielka kupiła mi nutellę i chleb keto, który dzisiaj upiekłam.
Była to mieszanka na chleb, który okazał się bardzo podobny do chleba z ziarnem.
Aaaa i jeszcze wrócę do dnia wczorajszego – zapomniałam powiedzieć, że wczoraj robiłam lody, które mi się udały i mimo, że połowa mi się wylała, to część udało się uratować i okazały się dobre zarówno pod względem konsystencji i smaku.
Co do dnia dzisiejszego, to po wizycie w cukierni posiedziałyśmy sobie jeszcze trochę na słońcu i wróciłyśmy do domu.
i w taki to właśnie sposób powitałam wiosnę i zabrałam się wreszcie do tworzenia tego wpisu, bo mam wenę.
Słońce mi ją przywróciło.

Jeden komentarz

  1. Fajnie jest boso po trawie, ale trzeba uważać na kleszcze. Wczoraj też miałem ptasi koncert przez cały dzień.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink