W związku zr exspomnianym przeze mnie w którymś wpisie badaniem biorezonansowym i otrzymanymi tam zaleceniami (spożywanie m.in. kwasów tłuszczowych omega-3 w postaci oleju lnianego,/konopnego/z wiesiołka itd.), moja kochana babcia kupiła mi w sklepie zielarskim lub, tak, jak my go nazywamy – w herbapolu, olej lniany z dodatkiem oleju rybiego.
W związku z tym, zaczęłam go spożywać, ale, jak wiadomo, sam olej nie jest za bardzo smaczny, więc, jeśli tylko pamiętałam, dodawałam go np. do pomidorów.
Ale takie surowe warzywa spożywam bardzo rzadko, bo nie działają na mnie za dobrze – jest mi po nich zimno i mam dolegliwości trawienne.
Nie jest to rzecz dziwna, ponieważ, zgodnie z medycyną dalekiego wschodu (medycyna chińska, tybetańska – ajurweda), owoce, czy warzywa w postaci surowej, mocno wychładzają organizm, a więc jesienią, czy zimą powinniśmy raczej unikać tego rodzaju produktów żywnościowych.
Dodatkowo, zhodnie z medycyną wschodnią, surowizna jest również ciężkostrawna – mogą spożywać ją osoby o mocnym układzie trawiennym, takie, które są osobami typu "jang" – jest im ciągle gorąco, są silne, nieco nerwowe, mają zaczerwienioną cerę, są osobami raczej szczupłymi.
W medycynaie dalekiego wschodu, jest to tzw. konstytucja człowieka.
Rzadko się jednak zdarza, że ktoś ma tylko i wyłącznie objawy zimna lub tylko i wyłącznie jest "przegrzany".
Jednym słowem – trzeba nauczyć się obserwacji własnego ciała – obserwować, co nam ewidentnie szkodzi, a co nie, co nam w danej chwili odpowiada, a co zakłóca naszą homeostazę.
Jest to temat-rzeka.
Więcej o tzw. typach człowieka można przeczytać w książce Paula Pitchforda – "Odżywianie dla zdrowia", którą serdecznie polecam. To właśnie ta książka pomogła mi zrozumieć, o co tak naprawdę chodzi z tą terminologią medycyny chińskiej.
Wracając zaś do oleju lnianego, wczoraj wpadłam na genialny pomysł i pierwszy raz w życiu zrobiłam pastę doktor Budwig.
Wyszło suuper – moja pierwsza pasta była z cebulką, natomiast dzisiaj jadłam ją z czosnkiem – dałam 1 ząbek czosnku, ale to było trochę za dużo – pół w zupełności wystarczy.
Oczywiście znalazłam artykuł o tej paście i o diecie doktor Budwig.
Nie wiedziałam, że to ona sklasyfikowała kwasy tłuszczowe.
Wiedziałam tylko, że jest biochemiczką i autorką wspomnianej przeze mnie diety i przepisu na pastę.
O tej diecie dowiedziałam się od mojej świętej pamięci cioci w 2009 r., kiedy to miałam problemy z przewodem pokafrmowym, które, jak się okazało później, były wynikiem wady wrodzonej – trzustka obrączkowata.
Wada ta polegała na ytym, że trzustka zawinęła się wokół dwónastnicy i w moim przypadku spowodowała jej zwężenie i pokarm długo zalegał w żołądku.
Miałam później na to operację w Centrum Zdrowia Dziecka – dokładnie dnia 4 czerwca 2009 r.
Wracając do diety, ciocia otrzymała jakiś wydruk z internetu od swoich koleżanek i po prostu podzieliła się ze mną tą wiedzą z myślą, że mi to pomoże.
Co do artykułu, to zgadzam się z doktor Budwig w całej rozciągłości, poza jedną rzeczą, a mianowicie, że masło, czy mięso są szkodliwe.
To jest nie do końca prawda.
współczesne masło rzeczywiście nie zawiera kwasów omega-3.
Kiedyś natomiast było inaczej, gdyż zwierzęta były karmione np. siemieniem lnianym, które, jak wiadomo, takie kwasy w swoim składzie zawiera.
Teraz natomiast zwierzęta otrzymują paszę GMO – kukurydza, pszenica, soja, bo tak jest najtaniej.
I, oczywiście, one chorują, a my, niestety razem z nimi.
A kiedyś zwierzęta pasły się na trawie, spożywały zioła, widziały światło słoneczne i były po prostu szczęśliwe.
Ale, już za czasów doktor Budwig, niestety zaczęło się to zmieniać.
Dlatego właśnie współczesne mięso, jaja, czy masło, są dla nas wręcz szkodliwe.
To jest moje prywatne zdanie na ten temat.
Poniżej wklejam link do artykułu, gdzie jest zawaera wiedza na temat wspomnianej przeze mnie diety i przepis na pastę
https://sklep.ronic.pl/blog/1-home/194_olej-i-pasta-dr-budwig-przepis-i-wlasciwosci
woow doktor budwik niezłe.